Deszcze lipcowe, nie spotykane w tej krainie, nawiedziły Najjaśniejszą Rzeczypospolitą ledwie się człek nad rzekę wyrwię co by ciało w wodzie popławić, już deszcz. Pioruny siarczyste biją, step rozmięka i nijak wroga podchodzić. Siedzę tedy w domu, chociaż prace na wysokościach się kroją, ale jak tu w strugach deszczu wisieć na linach, na galerii Grunwaldzkiej i neony wymieniać? Wszak prąd i woda to nieprzyjaciele...
Lipcowy numer „ODKRYWCY” ujrzał światło dzienne, ale felietonu: „Szablą Kmicica” próżno tam szukać. Wiedziałem o tem już wcześniej. Jej Naczelna Mość zakomunikowała mi, że zbytnio sprawę na ostrzu noża stawiam. Bo jakże to tak – niekompetencyję wypominać Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków? Bez dowodów? Nie pomogły kmicicowe tłumaczenia, że dowody mam, że przedstawię je w artykule, gdzie z imienia i nazwiska zaprezentuję wszystkich. Widać Jej Naczelna Mość chce dyplomacyję wykorzystywać. Jej wola, ja w „ODKRYWCY” jeno za wolne pióro do wynajęcia służę, a że i gdzie indziej publikować mogę, tom przełknął ten despekt. Nie ja tu Księciem Hetmanem. Widać, to co myśli Kmicic tylko na blogu bez ingerencyji żadnej czytać można.
Pomimo deszczów, w sobotę wybrałem się na wrocławski poligon, żeby w kompaniji zacnej „zieloną taktykę” ćwiczyć. Ludzi nie znałem, ale jeden życzliwy, Kuflem_Wro zwany, stwierdził, że nie będzie z tym żadnego problemu. Sześciu ich było, a każdy zacny. Jak wróg w granicach Najjaśniejsze stanąć miałby czelność, to ja, jak w dym do ich oddziału spieszę. Walka z takimi towarzyszami, to przyjemność czysta, bo doskonalą i ciało i ducha. Świadomość mając, że w realnych warunkach każdy błąd może ich życie lub zdrowie kosztować. Serce mi się uradowało, że jeszcze są ludzie, którzy nad telewizyjną papkę przedkładają las, mundur i broń – oby więcej takich na mojej drodze stawało!
O „Patrolu” przeczytacie już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz