środa, 6 lipca 2011

KRAINY NADMORSKIE

Krainy Nadmorskie nawiedziłem, wprawdzie Inflanty to nie były, ale co tam i w Darłówku drzewiej ciekawie bywało. Lat wiele tam nie zaglądałem, czasu nie było, a teraz na rekonwalescencyję przyjaciel, Krzyś Bartnik z Gdańska mnie zaprosił.
Pojechałem. Zobaczyłem. Smutno. Fanatyków militariów malutko. Wczasowiczów, którzy patrzą tylko jak kiełbaskę z rożna zjeść i na czołgu się przejechać - pełno. Gdzieś wiatr nadmorski wywiał dawne stoiska z militariami, bo ino jedno się ostało. Reszta, to uniforma wojskowe - wszak wiadomo, że kto mało ma z militariami wspólnego tym łacniej po armijnemu nosić się będzie.
Pytałem Macieja Kęszyckiego cóż to się stało, ale on o swoich czołgach wolał rozmawiać sam zasłoniwszy się statusem gościa.
Pytałem współorganizatora, Mariana Laskowskiego, ale ten powiedział, że właściwy zlot w jego włościach nadmorskich za miesiąc będzie.
Głównego organizatora, który z ciekawej imprezy jarmark uczynił nie zapytałem, bo jak tu pytać Władze Miasta? Anonimowe to, nazwiskiem własnym nie firmowane i dziwić się trudno wszak tylko dla mamony taka impreza jest czyniona.
Na szczęście garść braci szlachty z rumakami swoimi stanęła - z tymi do bladego świtu można było rozmawiać o mechanizmach i ich bolączkach. No i Bałtyk pogodą sztormową też okrasił to spectaclum przelewając swoje fale przez molo.
Stary Gdańsk odwiedziłem, gdzie zwyczajowo moc kompanionów zacnych napotkawszy do piwa nie musiał być proszon, a do wrocławskiej twierdzy wracając jeszczem o Stolicę i zacne wydawnictwo Bellona zahaczył.
Ot i kanikuła niespodziewana zakończyła się. Teraz znowu trzeba wracać do prokuratorów, komisarzy i strugania palików. Łaźnia jeszcze krwawsza będzie po kmicicowym odetchnieniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz