środa, 13 grudnia 2017

Krążownik

Miesiąc minął z haczykiem od ostatniego wpisu. Jednak absencja nastąpiła nie z braku myśli wszelakiej, czy tematu, ale rozbijałem się po Polsce niczym pyłek. Ledwie stwierdziłem, że najrozsądniej będzie osiąść w Gdańsku, ba nawet Latebra obstalowała mi dach nad głową (dzięki Krzysiek i Robert, Natalia i Przemo), a już wywiało mnie do Braniewa. Znad Zalewu na chwilę na stare śmieci do Wrocławia, bo pojawiła się opcja solidniejszej pracy. Dogadałem się i wyszło, że przez czas jakiś okupować będę Środkowe Nadodrze...
Ładnie, pięknie, ale gdzie mieszkać? Z Gdańska dojeżdżać - bez sensu. Z Wrocławiem nic mnie już nie trzyma. Praca taka, że mobilnym trzeba być, ale jakąś bazę założyć trzeba. Wybór padł na Krosno Odrzańskie. Nie był to wybór przypadkowy - leży pomiędzy biurami firmy (Zielona Góra), a miejscem działań terenowych (Słubice). Tylko łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ot tak, krążąc w atmosferze spróbuj człowieku ogarnąć chatę... Jednak od czego są znajomi, a w Krośnie takich mam. Anonimowość chcą zachować, a ja takie kwestię szanuję dlatego nazwę ich: Poziomką i Jewgienijem (ogólnie, to bzdura, bo większość, których interesuje, co w trawie piszczy i tak doskonale wiedzą, o jaką parę chodzi). Zakotwiczyłem u nich w gościnie na blisko 3 tygodnie i szukaliśmy docelowego lokum. Jaja były straszne, bo np. były kwatery, ale only Ukrainian, co trochę ciśnienie mnie podnosiło, że niby we własnym kraju jawna dyskryminacja. Koniec, końców udało się i od trzeciej dekady listopada mam swój najęty kwadrat indywidualny. Co nie zmienia faktu, że Poziomce i Jewgienijowi jestem ogromnie wdzięczny, nie wiem jak byłoby bez ich pomocy. Jak to zwykł mawiać mój kumpel Niedziel, z upodobaniem cytując zespół "Koma" - przyjaciól poznałem i straciłem w biedzie, ja na szczęście tylko zyskałem. Jak ktoś w okolicy Krosna będzie, to dawajcie znać.
Jeszcze ogarniam świeżą pracę, świeże lokum, ale już zaczynam po staremu krążyć w przestrzeni eksploracyjnej. Pierwszy wypad był w niedzielę - szału nie było, ale dobrze jest na przychylnych polach rozprostować kości nad piszczałką.
Teraz idą zmiany ustawowe, są nowe ruchy, stowarzyszenia reprezentujące środowisko, etc. Niektórzy dzwonią do mnie i pytają czy sprzedawać piszczałki - nie dajcie się zwariować - będzie po staremu, jedynie na pewne kwestie trzeba będzie zwracać baczniejszą uwagę.
Więc "rabusie starożytności" - jesteśmy na łączach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz