poniedziałek, 23 lipca 2018

Felieton o PZE

Polski Związek Ekonomistów Wszyscy wiedzą jak było, ale streszczając poprzednie odcinki: zjazd gnieźnieński – powstaje PZE (Polski Związek Eksploratorów), mający zjednoczyć poszukiwaczy, dążyć do zmiany prawa, które zbytnio nie sprzyja. Zacieram ręce, że coś dobrego się dzieje. Walne zgromadzenie – wybór władz w kwietniu. Dobrze, myślę, usankcjonować się trzeba – naturalne. Jakieś stowarzyszenia w dobrej wierze się zapisały, inni czekają na rozwój wydarzeń. Naturalna kolej rzeczy. Maj, spotkanie z archeologami. Które nic nie wnosi. Opublikowany film pokazuje, że całość oparła się na wzajemnej adoracji. Nie dobrze. Miało być twardo i konkretnie, a tutaj klepanie się po plecach. Czerwiec. Pojawiają się pytania – nie tylko moje, ale współwyznawców wykrywaczy metali. W dużej mierze robię za przekaźnik – taka rola. Pytania są stosunkowo proste, żadnych zawiłości w stylu wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy. Ot, ktoś chce się dowiedzieć, czy zgłoszono nowe władze do KRSU – brak odpowiedzi i pokazania wniosku. Inny pyta na co mają iść składki, o których bardzo często PZE wspomina. Lakoniczna odpowiedź, że na pomoc prawną dla poszukiwaczy. W czym mają mi pomagać skoro nie łamię prawa? To ponownie stawianie poszukiwaczy na marginesie. Czy jest jakiś program zmiany ustawowej, czy z kimś jest konsultowany, gdzie jest nagranie z całości majowego posiedzenia, takie zwykłe, ogólnoludzkie pytania osób zainteresowanych. Odpowiedzi są, ale trochę dziwne. Trzeba płacić składki na PZE, żeby godnie mogło nas (poszukiwaczy) reprezentować. Nagrywać spotkań i dokumentować już nie będą. Ponadto, każdy kto źle się będzie wypowiadał o PZE na jego stronie internetowej będzie usuwany podobnie jak jego komentarze. Programu zmiany prawa nie ma, ale skoro o to pytasz, to znak, że jesteś hejterem… Kolejne zapytanie, czy prezes, nie prezes PZE (bo brak dowodów, że się ukonstytuował) na pewno będzie reprezentował środowisko poszukiwaczy, skoro jest w zarządzie fundacji archeologicznej, która czerpie dotacje na różne swoje inwestycje. I czy nie dochodzi tutaj do konfliktu interesów. Kończą się odpowiedziami, że spotkamy się w sądzie. Sądami się nie straszy ponieważ są niezawisłe, więc ciężko mówić o groźbach. Tylko, że archeolodzy (oczywiście nie wszyscy), nienawidzą poszukiwaczy, bo hobbyści wchodzą im w paradę. Najlepiej byłoby z całej Polski zrobić stanowisko archeologiczne i na każde wbicie szpadla, nawet we własnym ogródku, zdobyć zgodę WKZu i zapłacić za nadzór archeologiczny. Chodzi o finanse. Jestem to w stanie zrozumieć, ale kto podcina gałąź, na której siedzi? Prezes PZE? Ciężko w to uwierzyć. Żeby było weselej SNAP (Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich), wydaje oficjalny komunikat i odcina się od PZE. Informując w telegraficznym skrócie, że nie zamierza współpracować z PZE. Skoro ze strony „reprezentantów” nic się już dowiedzieć nie można oprócz tego, że należy płacić składki, to nie zostaje nic innego jak zadzwonić do pani prezes SNAP. Raz kozie śmierć. Dziwnym trafem rozmowy mają zupełnie spokojny przebieg. Pani prezes dostrzega konieczność zmian prawa oraz współpracy z poszukiwaczami. Dlatego prosi o sensowne postulaty, które będzie można poddać pod dyskusje i jeśli archeolodzy się z nimi zgodzą, to je poprą. Pytana o PZE, stwierdza, że nie ma tam z kim rozmawiać. Reasumując. Polski Związek Ekonomistów, chyba zbytnio zajął się informowaniem o pozyskiwaniu szekli ze składek. Jeśli to ma być reprezentacja środowiska, to wychodzą jak kadra narodowa na rosyjskim mundialu. Wiem, że każdy może się potknąć, ale w tej sprawie dostrzegam same upadki. Nie chcę krakać, ale ten król jest nagi. Jeżeli macie coś ciekawego, tradycyjnie piszcie: biczakrad@gmail. com